Inna koleżanka poznała mnie przypadkiem ze swoim kolegą, traf chciał, że akurat mu się spodobałam. Pomyślałam sobie - całkiem przystojny, ma jakieś cele życiowe, pasje, mówi do rzeczy, czemu nie? Napisał do mnie. Najpierw jedną wiadomość, potem drugą, a już nazajutrz spytał mnie, czy nie sądzę, że to może być coś na całe życie. Nie, nie sądzę i uciekłam w podskokach, zniechęcona do dalszych poszukiwań.
Powinnam była pamiętać starą życiową mądrość - jak szukasz, to nie znajdziesz. Akurat miałam sesję na uczelni, więc za dużo czasu na rozmyślania nie miałam.
Pewnego dnia zaprosił mnie na wesele mój kolega, dobry kolega, ale jednak kolega. Miałam obiekcje, ale pomyślałam, że w sumie należy mi się odrobina zabawy, bo ile można siedzieć i się uczyć, i zamartwiać. Od tamtej pory kolega nie jest kolegą, a kimś znacznie, znacznie więcej. Okazało się przypadkowo, że jest przystojny, inteligentny, błyskotliwy, zaradny, miły, dowcipny, ambitny, no i stara się jak mało kto. Okej, nie mieszka w moim mieście, ale to zupełnie nie ma znaczenia. Wiecie co? Nigdy nie szukajcie miłości, bo ona i tak nie przyjdzie. Ja musiałam odpuścić temat, a potem tylko dać szansę mężczyźnie, któremu naprawdę na mnie zależało. I jeszcze coś! Nigdy nie trzymajcie się relacji, która Was nie uszczęśliwia. Nie tłumaczcie sobie, że coś się zmieni, bo nic się nie zmieni i ja mogę Wam to powiedzieć pewna tego w stu procentach. Pamiętajcie także - jak gorzej być nie może, na pewno będzie lepiej.
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie,
szczęśliwa ja :)
