czwartek, 19 września 2013

O swobodzie panującej na uczelni

Proszę Was, nie uznajcie mnie za malkontenta. Naprawdę nie lubię narzekać na to, co mnie otacza, ale czasami brakuje słów, by opisać to, co się dzieje. Jestem pewna, że nie tylko u mnie na uczelni dzieją się nieprawdopodobne rzeczy (czymże byłby okres studiowania bez walk o przetrwanie oraz wylewanego potu i łez), jednak muszę dorzucić swoje trzy grosze.

Kilkukrotnie musiałam załatwić coś w dziekanacie. A to zgubiłam legitymację i nie wiedziałam, na jakie konto wpłacać pieniądze, a to akurat miałam jakieś inne ważne pytanie lub po prostu zwracałam się z jakąś błahostką, o którą jednak wolałam spytać. Panie w dziekanacie naprawdę mam przemiłe, musiałabym skłamać, mówiąc, że wpasowują się w stereotyp uczelnianej szantrapy. Nikt nie jest jednak pozbawiony wad. Panie te, pomimo wielkiej chęci niesienia pomocy, nie odpisują na maile. Mamy system uczelniany  ehms (intenetowy dziekanat) i z niego powinniśmy kontaktować się z tym dziekanatem prawdziwym. To nie działa. Naprawdę, zdecydowanie lepszym pomysłem jest wycieczka na uczelnię i rozwiązanie problemu face to face.
Nie myślcie sobie, że tylko dziekanat milczy. Milczą także wykładowcy. Oprócz swoich prywatnych maili, które czasem nam podają, mają także maile służbowe. Cyrk zaczyna się, gdy chcemy wpaść na konsultację, dowiedzieć się o przyczynie niezaliczonego kolokwium lub o czymkolwiek innym (co oczywiście nie cierpi zwłoki). Mamy na wydziale pewnego pana doktora, który nie tylko nie odpisał mi kiedyś na maila (dotyczącego konsultacji). On odczytał tego maila przy mnie, mówiąc "o, faktycznie pani pisała". A gdy chciałam poznać jakąś konkretną odpowiedź na moje pytanie, dostałam taką w stylu "bo tak postanowiłem". Czułam, że ten typ tak ma i że mogą być problemy. Nie myliłam się. Miesiąc czekałam na odpowiedź w sprawie wyznaczenia poprawki, a dostałam ją na 4 dni przed planowanym terminem. Na wyniki oczywiście też się doczekać nie mogę, bo w systemie ich nie ma, a na maila pan znów nie odpisuje. Naprawdę aż chce się spytać: "Po co panu ten mail? Za co panu płacą?". Żeby było śmieszniej, w sprawie wyniku poprawki napisałam do pani prowadzącej przedmiot i też nie otrzymałam odpowiedzi. Chyba będę musiała wybrać się na wydział...
Plan zajęć regulaminowo powinien się pojawić na stronie wydziałowej nie później niż na 2 tygodnie przed rozpoczęciem roku akademickiego. Plan mieliśmy otrzymać NA PEWNO 10 września, NA PEWNO 13, 17, no 18 do godziny 16 to już na sto procent. Po interwencji koleżanki, że tak się nie robi, plan dostaliśmy 18 września wieczorem.
Nie lubię także takich wykładowców, którzy mają studentów za idiotów i za istoty, które nie potrafią samodzielnie myśleć. Wykładowcy (zwłaszcza płci męskiej), którzy sugerują studentkom rzeczy nieprzyzwoite również nie są zbyt przyjaźnie odbierani.
Co jakiś czas mam wrażenie, że coś tu szwankuje, nie działa tak, jak powinno i że jesteśmy, delikatnie mówiąc, lekceważeni. Jakie nieprzyjemne sytuacje dzieją się w Waszych szkołach/ uczelniach?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Strona główna